O zielonogórskim dworcu piszą wiersze. Niestety nie są to strofy pochwalne. Mamy nadzieję, że do czasu. Za tydzień rozpocznie się remont wnętrz dworca. Pochłonie 2 mln zł.
Marcin Świetlicki, dziś więcej pisarz niż poeta, miał okazję kiedyś spędzić kilka godzin na zielonogórskim dworcu po koncercie swoich Świetlików. Po tamtych, jak się okazuje traumatycznych dla artysty, wydarzeniach powstał wiersz "Nieśmiertelnie".
Zielona Góra, dworzec.
Cały dworzec zombich.
Czwarta nad ranem. Gorzej
niż kiedykolwiek. Gorycz
się toczy wewnątrz.
Lawina gorzka. (...)
Każdy bywalec zielonogórskiego dworca doskonale zdaje sobie sprawę, co podmiot liryczny miał na myśli. Ławki, na których powinni czekać podróżni, wieczornymi godzinami są zajęte przez bezdomnych. Ci wolą dworcową scenerię niż ciepłe łóżka w noclegowni przy ul. Bema, do której spacer trwa góra pięć minut. - Nie możemy im nic zrobić. Gdy ich przeganiamy, wychodzą jednym wejściem, a wracają drugim - mówią funkcjonariusze Straży Ochrony Kolei.
Pasażerowie, z którymi rozmawiamy, nie wyrażają się o dworcu w superlatywach. - Staram się zawsze przychodzić na ostatnią chwilę, kupić bilet i wsiąść do pociągu. Przecież tu nie ma miejsca, gdzie można by poczytać gazetę i wypić kawę - opowiada Paweł, student filologii angielskiej we Wrocławiu. Starsi pasażerowie z nostalgią w głosie wspominają dawne lata. - Jeszcze nie tak dawno temu można było posiedzieć w barze Semafor albo obejrzeć film w małej salce, która mieściła się na górze. Był też fryzjer i kolektura lotto. A teraz? Całe szczęście, że ostał się kiosk ze słodkimi bułkami - opowiada pani Stanisława, która czeka na pociąg do Poznania.
Kilka lat temu wydawało się, że dworca pozazdrości nam pół kolejowej Polski. W 2007 r. budynek wyremontowano z zewnątrz. Kolor z ciemnej czerwieni zmienił się w zimny grafit. Zmniejszono powierzchnię okien, co miało ułatwić ocieplanie dworca zimą. Na piętrach miała powstać kawiarnia i sklepy. Ba! Mówiło się nawet o klimatyzacji.
Gdy wchodzimy, po lewej witają nas śpiący bezdomni, po prawej stronie stoi samotnie automat do kawy. - Polecam bułkę z parówką w piekarni. To jedyna ciepła rzecz, jaką można tu zjeść - zachęca pan Krzysztof. Dworzec sprawia wrażenie, jakby był w likwidacji - kilkaset metrów pustej przestrzeni. Wędrówka na peron drugi oznacza przejście przez maleńki podziemny tunel. Od lat wita przyjezdnych smród uryny.
Co jakiś czas media wracają do tematu zegara. No bo co to za dworzec, który nie go nie ma. Z budynku naszego ciężko dowiedzieć się, w jakim mieście jesteśmy. Kolejarze wciąż twierdzą, że zegar to duże koszty. Kilka tygodni temu z dworca zniknął kiosk z gazetami. Jednak zniknięcie saloniku prasowego niesie dla pasażerów dobre zapowiedzi. - Wkrótce zaczynamy remont wnętrz, więc salonik nie mógł dłużej tu stać. Może jednak wrócić po remoncie - mówią kolejarze.
Budowlańcy wejdą na teren dworca 15 września. Dworzec ma się zmienić nie do poznania. - Wnętrza w błękitach i pomarańczach będą dobrze współgrać z czerwonymi elementami okien. Zamierzamy także wyremontować lewą część, która może zostać zaaranżowana na potrzeby gastronomii - wyjaśnia Małgorzata Majchrzak, zarządca zielonogórskiego dworca.
Remont potrwa do 30 czerwca. Pochłonie 2 mln zł. Do tego czasu pasażerowie będą korzystać z zastępczego budynku. Zostanie pod niego zaaranżowana prawa, dotychczas nieużywana, strona dworca obok siedziby SOK.
Redakcja